Gdzieś w Śródmieściu, lata temu
Szła przez miasto.
Na spotkanie przeznaczeniu?
Nie. Po prostu zasnąć...
Zaskrzypiały drzwi od kamienicy.
Schody były nadal chłodne.
Gołąb w drzewie zaczął krzyczeć.
Moje dłonie ciepłe. Głodne.
Klamka. Uchylenie drzwi.
Widzę postać.
Liczę: "Raz.. dwa.. trzy.."
Przyszła. Chcę pozostać.
Migdał oczu, kasztan włosów
Sunie. Błyszczy.
Jest nie sposób
Umysł trzymać czysty.
Ciało złote w biel ubrane
Koszuli zapiętej niezgrabnie.
Widzę ciała posplatane.
Dłonie składam bezładnie.
Włosy na stosie poduszek
Rozkłada niczym skrzydła.
Palcami dotykam wzruszeń
Rozkoszy malowidła.
Koszula męska w kącie
Tylko jedynym świadkiem