Raz w Skaryszewskim wędkarz jeden
patrząc na spławik pomyślał chwilę:
mam na zegarze cyferkę siedem,
nie złapię ryby, zerwę żonkile.
Odwrócił front swój do pomnika,
Rzucił złotym haczykiem w kwiatki.
Co chwilę żonkil cicho znikał,
a wędkarz mruczał: a, psubratki!
Stał i zarzucał, zacinał, zwijał
I pewnie robiłby tak do nocy,
Lecz zza cokołu wyciąga szyję
Blond wiedźma o iskrach prosto z oczu.
Przód mu sprawdziła z góry na dół,
Palec podniosła jak do zaklęcia,
Miękko szepnęła: spieprzaj, dziadu!
Po czym zniknęła bez mrugnięcia.
Chciałem wymyślić morał ładny,
Pouczający wszystkich mile,
Lecz apel złożę dość nieskładny:
Gdy jesteś w parku, nie bądź wentylem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz