Kot, kiedy nie był jeszcze stary,
Sięgnął był po okulary.
Pomierzyli mu wzrok i głowę,
Dali dwa szkła i już gotowe.
Patrzył był przez nie przez lat kilka,
Widział, gdzie drzewo i gdzie szpilka.
Czasami zmrużył oko jedno,
Aby uchwycić sprawy sedno.
Marszczył się pod okularami,
Tęsknił był też za tymi dniami,
Gdy świat był wokół dosyć prosty:
Ani wulgarny i niezbyt wzniosły.
Aż mgłą jął zachodzić Kotu wzrok.
"Przyszedł już czas poczynić krok.
Z wiekiem wziąć trzeba się za bary!
Nowe potrzebne są okulary!"
"Gdzie - tu zapytam - znaleźć mistrza,
Który, miast łeb mi w kancik przystrzyc,
Spasuje sprawnie do mej głowy
Taki okular, no, klonowy?"
"Będę go nosił całkiem godnie,
Lepiej niż z gabardyny spodnie.
I w moim własnym futrze nawet
Będzie mi nie wstyd kosić trawę!"
Kot od tych myśli wzrok rozmazał.
(Chociaż się nagle nie postarzał).
Pochwycił chleba kęs łapczywie
I rozpromieniał: "Wiem! Chociwie!"
. . . . . . . . . .
Z dedykacją dla Sylwana Chlebowskiego
http://niepatrzebylejak.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz