Deszczem z pochmurnego czoła
Mokną oczy, buty, koła.
Smutek tapla się w kałuży,
Klei się do opon czerni.
Porywisty podmuch myśli
Ciągnie mi parasol z ręki.
Westchnień pełne okulary
Rozpraszają światła drogi.
Wrócę i do pralki wrzucę,
Odwiruję do wyschnięcia
Duszę.
Mokną oczy, buty, koła.
Smutek tapla się w kałuży,
Klei się do opon czerni.
Porywisty podmuch myśli
Ciągnie mi parasol z ręki.
Westchnień pełne okulary
Rozpraszają światła drogi.
Wrócę i do pralki wrzucę,
Odwiruję do wyschnięcia
Duszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz