Szukaj na tym blogu

2019/04/20

Znowu

Lecę długo. W dłoni miecz.
Hełm odrzucam. Idźże precz!
Spadam z konia głową w dół.
Ostrze tnie powietrze w pół.

Długa droga z siodła w piach.
Jakiż będzie piękny krach
Z lustra rycerz zadał cios.
Niewyobrażony dotąd los.

Życie w siodle, w srebrnej zbroi.
Naprzód! W słońce! Któż się boi?
Ku wyniosłym wieżom na ratunek
Tym cierpiącym, a mnie dajcie opierunek.

Chcą-li mego uwolnienia?
Liczę schody bez wytchnienia.
Tysiąc przeszło, jeszcze dwieście.
I uwolnię serce jej... Niewieście

Patrzę w oczy, ona nie chce
Męczyć stóp. No, nareszcie
Przyszedł rycerz, co doceni
Me cierpienie! Po co zmienić

Szatę, która dobrze leży?
I znów spadam, teraz z wieży.
Już bez miecza, bez pancerza.
Czemu jest tak? - nie dowierzam.

W dole widzę kota z myszą
W trawie. Czmychną, gdy usłyszą
Głuchy dźwięk wyobrażenia
W zderzeniu ze skałą istnienia.