Kot pomyślał nocą ciemną.
- Ruszę w niedzielę do Łodzi
odkrywać rzekę podziemną.
Wskoczył w samochód rano
Z kubkiem pachnącej kawy.
Łapą nie bardzo wyspaną
Gaz wcisnął, ruszył z Warszawy.
Po drodze, w jednym miejscu
Miał roześmianą minę.
Mijając zwolnił nieco
Tę Pisię Gągolinę.
Zobaczył na poboczu,
Gęś machającą skrzydłami
- Przecież ona się zmoczy! -
Panując nad hamulcami.
Pojazd mu dęba stanął
(proszę was, tu bez fantazji)
- Co robisz tu tak rano? -
Zapytał - Zimno. Zmarzniesz!
Gęś niespołoszona rzecze
- Stoję i macham na ciebie -
- Na mnie? - zdziwił się. - No, przecież!
- Dokąd - zapytał się - jedziesz?
Wodę zebrały z szyby
Pióra trzy razy lub pięć.
- Co powiesz, Kocie, gdybym
Na podróż miała chęć?
Kotu stanął czas, motor,
Myśli dostały biegu:
"Znałem ją? Kim jest? Kto to?
Umknął mi jakiś szczegół?"
- Ehem, wsiadaj... proszę
Ja tylko do Łodzi jadę.
- Łódź jest mi po drodzę troszkę,
Nad Bzurą mam sąsiadów.
Podróż im płynęła w ciszy,
Spotkały się czasem spojrzenia.
Kot krople na szybie liczył,
Gąska - jak Kot biegi zmienia.
- Słuchaj... - to rzekli razem.
Po czym zapadła cisza.
Kot podjął - Zlej sąsiadów,
Spędźmy czas razem dzisiaj.
- Ach, Kocie... drapieżniku...
- szepnęła miękko gąska.
- Ty się w ataku nie szykuj.
Ostrożniej jedź, tu wąsko.
A skoro tu jesteście,
To zachodzicie w głowę:
Finał tu będzie wreszcie?
Nie, to kolejna opowieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz