Kot siedzi w domu, łeb jak bania.
Katar ma od dawna w nosie.
Niemcy już w domu, ba! Hiszpania!
Nie przyjechali Włosi.
A niech się kopią w golenie, w kostki.
Niech czasem trafią w balon.
Ja tutaj wiodę swój żywot prosty:
Mam grypę, fotel, salon.
Kot siorbnął z kubka po raz trzeci
Napar swój mocno ziołowy.
Takim wirusem, proszę dzieci,
Trzeba się zaopiekować
I dalej snuł swój myśli wątek
Bujając się w fotelu:
Mam od poniedziałku codziennie piątek,
A może i niedzielę.
W pełnym zachwycie nad kalendarzem,
Poprawił wąs i kocyk,
Pochylił się nad kałamarzem
I spisał, co przyśnił w nocy.
Pisał i skreślał, zamieniał słowa.
Tak mu minęło południe.
Wiersza powstała pierwsza połowa.
Prychnął: i tak jest cudnie.
Morał tej bajki na koniec wyrósł
Troszeczkę rozmazany:
Twym przyjacielem może być wirus,
Choć żywot jest przekichany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz