W październikową noc
Kot okutany w koc
skierował łapy swoje
miłosne wieść podboje.
Skradał się poprzez trzciny.
Spojrzał, a tam - dziewczyna.
Przyglądnął się - zajęta.
Poszedł się dalej szwędać.
Pod wierzbą na ławeczce
Spostrzegł był cudne dziewczę.
Postawił cicho krok
okryty w koc i mrok
Staw się od wiatru marszczył,
przechodniów kilka garści.
Kot zmrużył jasne oczy,
Gotów był, by wyskoczyć
Na ławkę przy jej biodrach.
Nagroda! Jaka szczodra.
Rozmarzył się w powietrzu,
Choć lądowanie zepsuł,
Na jej kolana spadł,
Po drodze muchę zjadł.
Pomyślał leżąc w cieple -
Czy może być mi lepiej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz