Pewnego dnia w południe
Słońce świeciło cudnie.
Kot wyszedł na ulicę,
By troszkę ciepła chwycić.
Ogrzewał się w promieniach
I jakby od niechcenia
Oraz z ukosa zerkał
Jak Słońce gra z nim w berka:
Raz niknie za obłoki
Kot myśli: mam ja spokój.
By jedną chwilę potem
Być otoczony złotem.
Tak chodzi w tej ekstazie,
Trzeźwieje, znów na gazie.
Łapy się przednie plączą,
Łzy od patrzenia sączą.
Minęło minut kilka
Plus przelot dwóch motylków,
Kot podniósł pysk do góry
I patrzy, że tam chmury.
Słońce jest przysłonięte
Przez chmury i przez Księżyc.
Kot myśli: zachmurzenie?
Cholera! Nie!
Zaćmienie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz